Coraz więcej osób pracuje zdalnie, co za tym idzie zabiera ze sobą do innego kraju również swojego pupila. Ja swojego zabrałam do Tajlandii, warto abyś przeczytał ten wpis, aby zdawać sobie sprawę co może Cię czekać.

Tajlandia to jeden z niewielu krajów, które zezwala na wwóz psa bez kwarantanny. Nie do końca jest to prawdą, bo jest kwarantanna do 30 dni ale w miejscu zamieszkania, w praktyce po wyjściu z lotniska możemy jechać w dowolne miejsce na tak długo jak chcemy z naszym zwierzęciem z nami.

Transport:

Zwierzę nie pojedzie popularnymi w Tajlandii vanami, czy autobusami. Również wszystkie linie lotnicze nie zezwalają na transport zwierzęcia w kabinie, jedynie w luku bagażowym na co nigdy bym się nie zgodziła. Jedynym pewnym środkiem transportu jest wynajęty samochód, ewentualnie pociąg w klasie „nieklimatyzowanej” ze względu na to, że pociągi klimatyzowane są szczelnie zamknięte i ktoś może być uczulony na psa.

Transport wodny czyli duże promy, akceptują psa, ale również w nieklimatyzowanym pomieszczeniu, czyli trzeba siedzieć w upale na zewnątrz. Prywatne speed boaty, czy łódki longtail nie robiły mi problemu i akceptowały psa bez dodatkowej opłaty.

Dwa razy zdarzyło mi się, że zamówiona taksówka poprzez aplikację Grab odmawiała mi wzięcia kursu po tym jak zobaczyli Jackiego. Wydaje mi się, że to byli muzułmanie, którzy psów nie akceptują.

Trzeba wziąć pod uwagę, że zabierając psa transport nie będzie tani. Ja samochód wynajęłam w Sura Thani na lotnisku, po powrocie z Koh Samui, ale teraz wypożyczyłabym także przed przyjazdem na Koh Samui i popłynęła tym autem promem.

W Tajlandii jeździmy po lewej stronie!

Noclegi:

Bardzo dużo hoteli/guesthouse/resortów nie akceptuje psów, lub żądają dodatkowej opłaty czasem nawet 500 bathów za noc.

Hotele w których ja spałam:

Bangkok: Ibis Bangkok Riverside: hotel dość daleko od Centrum i popularnej Khao San Road, to był mój 6 pobyt w Tajlandii więc wybrałam go ze względu na fajną panoramę i duży basen, oraz spory zamknięty ogród dla psa. Blisko są knajpki oraz duże centrum handlowe. Nie dopłacałam za psa.

Koh Samui: Kuarta Resort: fantastyczny mały ośrodek z bungalowami z dwoma sypialniami oraz kuchnią. Dość daleko do wszystkiego więc niezbędne jest wynajęcie skutera, lub samochodu. Prowadzony przez bardzo sympatycznych Francuzów. Nie dopłacałam za psa.

Khao Sok: Rainforest Resort: wspaniałe miejsce pośrodku lasu, z gibonami oraz małpami, cykadami. Do samego Khao Sok z psem nie pojedziemy, bo jest to Park Narodowy warto mieć to na uwadze. Podróżując w dwie osoby, trzeba się na ten czas rozdzielić. Najpierw jedna osoba jedzie, a druga zostaje z psem i na odwrót. Nie dopłacałam za psa.

Nang Thong: Happy Lagoon Bungalow: najmilej wspominam, ale też najdłużej byłam. Ogrodzony teren, bezpieczny dla psa. Wspaniała obsługa, do tego stopnia, że pozwalali mojemu psu kąpać się w basenie. Ogromny basen, 5 minut piechotą do wspaniałej ocienionej plaży. Woda czysta. Doskonały punkt wypadowy na Similiany. Pyszne śniadanie wliczone w cenę. Nie dopłacałam za psa.

Krabi: Borsaen Villa: po przykrym epizodzie na Phuket, uciekłam do tego resortu, trafiłam na niego jadąc przed siebie bez planu. Wspaniałe wille z prywatnym basenem oraz zamkniętym podwórkiem. Spędziliśmy tam bardzo relaksujący tydzień, spacerując po ośrodku oraz jeżdżąc na rowerach po pobliskich terenach. Dopłacałam 500 bathów dziennie za psa.

Ao Nang: Krabi Aquamarine Resort: zamknięty z 3 stron betonowym murem, również był bardzo bezpieczny i mój pies mógł biegać swobodnie. Codziennie sprzątany pokój, doskonały internet. Idealny basen z ciepłą wodą. Drugi resort, który wspominam najmilej po Happy Lagoon. Nie dopłacałam za psa.

Koh Lanta: N.T. Lanta Resort: jeden z najtańszych noclegów, płaciłam jedyne 700 bathów za noc. Jedynym problemem były dziwnie wybudowane platformy (trochę nie rozumiem tej idei). Nie dopłacałam za psa.

Makok Nuea: Dqnla Pool Villa: no cóż to był krótki pobyt, chciałam zobaczyć co jest na wschodzie Tajlandii, bo nigdy nie byłam. Willa fajna, ale okazało się, że na posesji żyły 2 inne psy, które rywalizowały o jedzenie, więc szybko uciekłam. Dziwna sytuacja z tym noclegiem, może przeczytać moją recenzję na google.maps. Nie dopłacałam za psa.

PakBara pier: Suan Son Bungalow: udając się na Koh Lipe nie zdążyłam na ostatniego speed boat’a, wiec musiałam znaleźć nocleg. Łatwo nie było, gdyż miejscowość okazała się muzułamńska. Zgodził się ten jeden hotel, ale raczej tylko dlatego, że stał kompletnie pusty. Nie dopłacałam za psa.

Koh Lipe: Anda Resort: kolejna muzułmańska miejscowość, a właściwie cała wyspa. Po raz kolejny był problem z psem, zgodził się tylko jeden resort. Bardzo miło również wspominam, tuż na samej plaży z dużym basenem. Zamknięty z trzech stron Jacku mógł biegać swobodnie. Nie dopłacałam za psa.

Street dogs, inaczej soi dogs:

Temat rzeka. Od razu powiem, jest z nimi ciężko. Psy są bardzo grzeczne i potulne w stosunku do człowieka, totalnie się zmieniają spotykając innego psa na swoim terenie. Miałam bardzo dużo incydentów w stosunku do mojego psa. Pierwszy był już na wyspie koh Samui, gdzie dosłownie hordy psów wałęsają się po zachodzie słońca. Jeszcze w ciągu dnia, kiedy jest upał leżą i nic im się nie chce, wieczorem zaczynają szukać jedzenia. Stwarzają nie tylko niebezpieczeństwo dla innych psów, ale też są przyczyną wielu wypadków na skuterach (uważajcie!). Już na koh Samui na lokalnej grupie dopytywałam się, czego można się spodziewać, gdzie jest bezpieczne miejsce na spacery itd i tam właśnie na grupie polecono mi zakup paralizatora, kosztował około 250 bathów. Zamówiłam online, przyszedł po 2 dniach. I faktycznie działa, ale też nie 100%.

Większość psów po usłyszeniu dźwięku paralizatora uciekało od razu w popłochu, ale zdarzyły się 2-3 przypadki, kiedy niestety pies nie zareagował.

Niestety spacerując z psem w Tajlandii (oczywiście zależy też od regionu, w jednym jest więcej psów w innym mniej) trzeba mieć oczy dookoła głowy. Wystarczy wejść na teren (przeważnie w pobliżu restauracji) psa, który jest terytorialny i atak następuje od razu. Bez ostrzeżenia.

Nigdy nie wychodziłam ze swoim psem, poza teren resortu po zachodzie słońca. Na spacery chodziliśmy we dwójkę, ja z przodu z paralizatorem wypatrując psów, druga osoba za mną w pełnej gotowości aby wziąć Jakiego na ręce i zawrócić/wejść do sklepu/restauracji/poprosić przechodniów o pomoc. Nie wiem, jak wyglądałby spacer z dużym psem, którego nie można wziąć na ręce.

Zobacz nasze przygody:

@maonikka